Passing to sposób w jaki osoba transpłciowa dostosowuje się do normy i binarnego wzorca płci. Mówiąc najprościej czy transpłciowa kobieta wygląda dostatecznie dobrze, by się nie pomylić. Angielskie słowo pass ma wiele znaczeń – jednym z nich jest przechodzić, innym uchodzić za coś, a jeszcze innym zdawać (egzamin) - i wszystkie równie dobrze tu pasują. Ale też odsłaniają pewien absurd sytuacji. Bycie kobietą nie polega przecież na dostosowywaniu się do oczekiwań związanych z płcią. I również nikt nie musi (a przynajmniej nie powinien być zmuszany) do tego by wyglądać jak mężczyzna, by zachowywać się jak mężczyzna i mówić jak mężczyzna. Niezależnie czy jesteś trans, czy cis, nie musisz „uchodzić”, udowadniać, ani zdawać egzaminu na płeć.
Dlatego ideę passingu uważa się dziś za opresyjną. A koncept, że osoby transpłciowe zyskają tym większa akceptację otoczenia, im lepiej się „wpasują”, jest i absurdem, i faktem.
Co można zrobić, żeby to zmienić?
· nie komentuj czy ktoś wygląda jak „prawdziwa” kobieta
· nie oczekuj, że ktoś się bardziej „postara”, by wyglądać „na swoją płeć”
· nie używaj pojęcia „pełna tranzycja”. Czyjaś tranzycja i detranzycja (czyli przerwanie procesu tranzycji, dość często praktykowane przez osoby niebinarne) to indywidualna sprawa
· skoro wiemy, że kobiety nie muszą golić nóg i pach, i nie muszą chodzić w „damskich” ciuchach, to nie muszą tego wszystkiego robić również kobiety transpłciowe
· skoro wiemy, że mężczyznom wolno malować paznokcie, płakać i zakładać stanik, mogą to robić również trans mężczyźni
Dajmy sobie luz z wyglądem i ciałem - niech każdx robi co chce, a nie to co „pasuje” do jego płci. Passing jest przereklamowany.
Mój głos nie jest przeciwko osobom, które chcą „uchodzić”. Ani przeciwko tym, które chcą się wpisać w kanon (niezależnie czy jesteś cis, czy trans). Jeszcze raz: niech każdx robi co chce.